Wycieczka!:)
14:16:00
Znów wycieczka! Tym razem Leicester w Anglii, gdzie pogoda jest miłą ulgą po
tygodniach upałów w Polsce, i tym przyjemniej podziwia się krajobrazy:) Jednym
z miejsc, po których spacerowaliśmy był ogród botaniczny przy Uniwersytecie W
Leicester, który ku memu pozytywnemu zaskoczeniu okazał się być bardziej
parkiem niż wypielęgnowanym labiryntem ścieżek, bez najmniejszego chwastu i
suchego listka. Kolejna ulga. Bo choć niektóre rabaty nieco straszyły, to jakoś
tak swobodniej się człowiekowi spaceruje, gdy rośliny nie są traktowane jak
eksponaty w muzeum. Gdy można wszędzie wejść, położyć się na trawie, zrobić
mały piknik, wszystkiego dotknąć i nikt nie zwróci nikomu uwagi. W końcu zieleń
w mieście jest dla ludzi.
Nie widziałam jakichś szczególnych okazów szaty roślinnej (nie licząc araukarii, za którą zresztą nie przepadam), jednak tu chyba nie o to chodzi. Zwykłe drzewa, krzewy i byliny, na zwykłym trawniku lub łące, tworzące odprężające i miłe dla oka krajobrazy. Anglicy mają chyba we krwi taką niewymuszoną zdolność tworzenia przyjemnych kadrów, bo typową architekturę, zatopioną w rabatach soczyście zielonych lub rustykalnie kolorowych potrafią bezbłędnie okrasić takim cymeskiem, który dopełnia dzieła. Tu zastosują ciekawy kawałek nawierzchni, tam postawią zwykłą drewnianą ławeczkę i już człowiek ma ochotę się zatrzymać i chwilę poobserwować, przycupnąć, zrobić zdjęcie. Zabawne, że kiedyś (na studiach) lubiłam mocno architektoniczne projektowanie zieleni. Musiał być ład, porządek, rytm. Bardzo mało gatunków, i najlepiej oprócz traw tylko proste geometryczne formy. Ostatnio to się dość mocno zmieniło (pewnie dzięki pracy:) ) i zakochałam się w kwitnących rabatach, takich rustykalnych, trochę chaotycznych i miejscami mocno kolorowych. Także podejrzewam, że gdybym pojawiła się tutaj rok lub dwa lata temu – nie doceniłabym tych widoków.
Były miejsca, gdzie aż prosiło się o wycięcie całych połaci zwiędłych
kwiatostanów lub suchych liści – tu punktują mocno polskie ogrody botaniczne,
gdzie widać, że się o nie bardzo dba. Ale z drugiej strony, zatrudnianie
mnóstwa pracowników do pielęgnacji sprawia, że trzeba uiszczać opłaty za wstęp
(tu wchodzi się za darmo, więc zieleń jest dostępna dosłownie dla wszystkich),
a poza tym brakuje tego luzu i swobody charakterystycznego dla parków… No cóż –
uwaga, wyznanie! - jako prawdziwa
bałaganiara i osoba niezwykle chaotyczna – wybieram luz… Szkoda tylko, że jest
tak daleko od domu:)
Dendrolog Amator Mąż i jego uwielbienie dla brzozy - jednego z dwóch drzew, których nazwy łacińskie zdołał opanować:)
Pozdrawiam,
2 komentarze
Piękne zdjęcia. podobaja mi sie kepy lawendy wzdłuż ściezki:)
OdpowiedzUsuńNie dość, że pięknie wyglądają, to jeszcze ten zapach!:))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Karolina:)